12/18/2008

wolnosc..

To jedna z najważniejszych ludzkich potrzeb. Bierze się z tego, że człowiek chce się czuć wyraźnie oddzielony, a nie zlany ze wszystkimi, i chce o sobie decydować. Ale potrzeba wolności nie jest jednorodna. Człowiek może chcieć być wolny od czegoś, ale też chcieć wolności ku czemuś. To podstawowa różnica, która wiąże się z dojrzewaniem, rozwojem świadomości. Bo dziecku i młodemu człowiekowi wolność kojarzy się zwykle z tym, że wolno mu robić, co tylko zechce.
Wolność to robienie tego, co nakazuje nam i na co pozwala nasza wolna wola. Ale z
wolnością jest jak z miłością – ma bardzo wiele twarzy. Wolność to wewnętrzny nakaz zmierzania do ideału, do którego możemy się tylko przybliżać – a on nam ciągle ucieka jak oddalający się horyzont. Mędrcy i mistrzowie twierdzą, że osiągnięcie wolności możliwe jest jedynie na planie duchowym i mistycznym. Bycie całkowicie wolnym od wszelkich uwarunkowań i ograniczeń związanych z naszą egzystencją w istocie oznacza rozpoznanie siebie jako istoty duchowej. Zanim to ostatecznie zrozumiemy, nasza potrzeba wolności przejawiać się będzie na tysiące sposobów.
Tylko człowiek, który sam w głębi duszy nie czuje się wolny ani wartościowy, będzie niewolił innych. Z lęku. To dobrze widać w parach. Jeśli któreś z partnerów ogranicza wolność drugiego, oznacza to, że nie czuje się pewnie, boi się, że ten drugi wykorzysta w jakiś sposób ową wolność, zdradzi albo sobie pójdzie, albo zdominuje z kolei jego.(czyli ida boi sie zdrady i dominacji w zwiazkach,dlatego ze wyniosla z domu z inwentarzem calym brak pewnosci siebie,i dowartosciowania,gdzie jest to rola rodzicow,ale nie mozna miec zalu do nich bo on wyniesli to tez z domu,i jak ida nad tym nie popracuje to arek tez przeniesie to na swoje dzieci itd,pokoleniowo..)
Dlatego jeszcze jednym nieosiągalnym ideałem jest tzw. wolny związek. Zbitka pojęciowa, która stanowi sprzeczność samą w sobie. Każdy związek zakłada bowiem decyzję o dobrowolnej utracie części wolności. Paradoksalnie – świadoma i dobrowolna decyzja o wyrzeczeniu się jakiegoś obszaru wolności jest wyrazem wewnętrznej wolności.
Ludzie chcą być blisko siebie, być szczęśliwi. Ale zapominają, że by być szczęśliwi, nie mogą się czuć do czegoś zmuszani. On się złości, bo ona chodzi gdzieś z koleżankami czy na zajęcia, ona się niepokoi i złości, kiedy on wychodzi z kumplami... W jakiejkolwiek bylibyśmy większej całości niż „ja”, dostajemy poczucie bezpieczeństwa, jakieś korzyści, ale tracimy część wolności. To nieuniknione. To cena tego, że jesteśmy częścią owej większej całości.
Chcemy wolności seksualnej, obyczajowej, politycznej, wolności demonstracji, wolności światopoglądowej, poruszania się, wolnego czasu. To wszystko w mniejszym lub większym stopniu potrafimy sobie w końcu wywalczyć. Znacznie trudniej przychodzi nam uzyskać wolność wewnętrzną, np. wolność od negatywnych myśli, ocen i emocji, od agresji, lęku, chciwości, podejrzliwości – ale tym bardziej takiej wolności pragniemy. Stąd rosnące powodzenie psychoterapii i wielu innych metod wewnętrznego rozwoju.
Pracując nad sobą, stopniowo uwalniamy się od własnych ograniczeń, uwikłań.
Pewien mądry filozof zauważył, że wolnością jest zdolność do akceptacji konieczności, czyli tego, czego nie jesteśmy w stanie zmienić. Ta świadomość pojawia się, gdy zaczynamy wewnętrznie dojrzewać i dzięki temu odkrywać wolność ku.
Dlatego wolność od i wolność ku to zupełnie inne kategorie. Już samo zadanie sobie pytania: Po co mi ta wolność i ku czemu ma mnie prowadzić?, jest olbrzymim krokiem w stronę dojrzałości.
Bo niedojrzałe, obsesyjne dążenie do wolności od z czasem staje się nowym zniewoleniem. Życie, które jest ucieczką przed odpowiedzialnością, jest jednocześnie ucieczką przed wolnością i staje się iluzją wolności – koszmarem. Abyśmy mogli iść do przodu, musimy się z tego otrząsnąć i zastanowić, co jest dla nas naprawdę ważne i ku czemu chcemy zmierzać.To jest prawdziwy akt wolności. I dojrzałości. Pojawia się świadomość, że nie można mieć wszystkiego.Możemy być tylko i aż tym, kim jesteśmy. Z godnością, najlepiej jak się da, rozgrywać karty, które los nam przeznaczył.
Jest jeszcze samobójstwo... I wiele osób mówi, że to właśnie utrzymuje ich przy życiu – świadomość, że mogą życie skończyć. A więc decydują się tego nie robić. To też może być punkt wyjścia do wolności i akceptacji życia.
Z takiego samego życia jeden człowiek może czerpać poczucie zniewolenia, a drugi poczucie wolności.Wolność to możliwość wyboru. Dopóki mamy wybór, jesteśmy wolni. Większość z nas nie zdaje sobie jednak sprawy, że wybór mamy zawsze.
Uczucie zniewolenia prawie zawsze jest iluzją, którą sami kreujemy po to, by nie brać odpowiedzialności za siebie i swoje życie. Łatwiej nam się czuć zniewoloną lub buntującą się ofiarą niż kimś wolnym.
Warto pamiętać, że nawet gdy nie podejmujesz decyzji, pozornie nie wybierasz, to też jest jakiś wybór. I wielu ludzi dopiero kiedy wreszcie zda sobie z tego sprawę, rusza z miejsca.Ale ta świadomość trudno się przebija, bo wiąże się z przyjęciem odpowiedzialności. Ktoś np. mówi: „Jestem zniewolony, bo mam żonę, dzieci, muszę na nie pracować. Nienawidzę tej pracy i tej żony, i tych dzieci. Ale nie mam wyboru”. To automanipulacja. Wybór jest. Można wyjść po papierosy i nie wrócić, zmienić tożsamość, uciec... Ten ktoś nie korzysta z tej możliwości, bo tak wybiera. Bo coś mu w środku nie pozwala tak zrobić: sumienie, przyzwoitość, przywiązanie... A czyje to jest? Jego. Więc nie powinien udawać przed sobą, że musi, lecz uznać, że w istocie tak wybiera. Z chwilą gdy to zrozumie, przestanie się czuć zniewolony. Zaakceptuje swoją własną, wewnętrzną konieczność.Ale może być też tak, że człowiek w terapii uzmysławia sobie, że uwewnętrznił coś, co nie jest jego. Może się wtedy z tym rozstać.Jeden kierunek jest taki: Uznaję, że wybrałem, respektuję swój wybór, w ramach niego działam. I te dzieci, żonę, i pracę, i ten tryb życia. Inny może powiedzieć: Rety, dotarło do mnie, że to wszystko nie moje, tylko mojego tatusia albo babci. Mogę więc powiedzieć: nie chcę. Oddaję babci, co babcine, tacie, co jego, i od tej chwili idę swoją drogą. Zaczynam się pytać siebie: gdzie moje? I to jest właśnie droga do wolności. Uwalniasz się ku sobie prawdziwej. Zaczynasz widzieć, co jest twoje, a co ci wciśnięto z dobrodziejstwem inwentarza. Zaczynasz świadomie kreować swoje życie.


Wczoraj bylo mi zle i przedwczoraj takze,poszlam na silownie,co by wzmocnic cialo i ducha walki..walki o siebie i radosc zycia ktora gdzies sie schowala na dnie samotnosci..nienawidze biegac,meczy mnie to..biegam regularnie moze od 2 miesiecy,wlaczylam to bieganie w swoj trening..3 razy w tygodniu staram sie chodzic i biegam 20 min na biezni..wczoraj pierwszy raz bez muzyki,bo ipod sie zacial..arek zrzucil sobie na glowe jak sie ladowala i moze dlatego..arek nie ma nawet siniaka,a sprzet sie uszkodzil,maly dran..pierwszy raz wsluchiwalam sie w siebie podczas biegania,w swoj oddech..wdech i wydech..medytacja w ruchu..kiedys dawno temu duzo czytalam o buddyzmie zen i medytacji,ze najwazniejsze tu i teraz..i kazdy krok niesie pokoj..biegne ku sobie ku swojej wolnosci..jak czesto zapominamy ze bez powietrza nie da sie zyc,ze gleboki oddech wyzwala od stresu..no nic w kazdym badz razie wycisnelam wszystko z siebie,by ratowac jakos reszte mego jestestwa,moja psychike,ktora kuleje..pomoglo..pomogl tez meil od aldony..dzieki kochana..kobieta kobiete zrozumie,ale facet zostaje i jest z silnymi kobietami..paradoks ze my szukamy bohaterow i krolewiczow,ktorzy utna 7 glow smoka potwora,uratuja z wiezy i beda przenosic na rekach przez rzeke by nie zmokly stopki..nie nic z tych rzeczy..faceci kochaja zolzy ,by same byly samodzielne( a wiec nie moge sie zle czuc absolutnie,kolega z przeszlosci jeszcze 3 dni temu powiedzial od slow do dziela wiec zakladam swoj biznes,dzieki ze tez tak napisal ktos,niby proste a moze az za proste),zeby bylo wygodnie..no nie wszyscy ale ta garstka co wytaje pod oknem z kwiatami nie interesuje nas..paradoks ze potem do tego dazymy by facet z cuchnacymi skarpetami zamienil sie w tego z kwiatkami..my to niezle mamy narabane..natura,przetrwanie gatunku czy jak sie pytam?arek mezczyzna maly jest kochanym oczkiem w glowie mamusi,ciekawe jak bede traktowac jego panny?pomagac zrozumiec czy tez wrecz przeciwnie,i namawiac by z kazda dawal sobie spokoj,ktora mi nieodpowiada..hmm ciekawa sprawa..jak na razie to chcialabym wychowac go ,zeby zawsze radzil sobie w zyciu,i na pewno chcialabym z nim miec dobry kontakt kiedys w doroslym zyciu,bo ja nie mam z mama..i teraz kiedy ida swieta i nastaje czas spokoju i rozmyslan,to mi jeszcze bardziej smutno..moze za duzo wymagam i sama powinnam sie wyluzowac jakos sensownie..i pomyslalam ze i tak zrobie to el camino nawet na piechote z arkiem,zeby nie wiem co..wezme go w plecak albo przyczepke,bo roweru nie mam,i pojde na ten przyslowiowy koniec swiata..niech sie dzieje juz co chce..oddaje wolnosc,i daze ku wolnosci..ramie w ramie albo sama..kiedy zamykaja sie drzwi to otwieraja okna..mam przeciez syna i razem mozemy cisnac te skalki,robic te podroze duze i male..mozemy mieszkac gdzie chcemy,mozemy wszystko..bo gora zawsze czuwa i jakies straszne dla nas rzeczy w tym momencie moga sie wydawac nie do udzwigniecia,ale czas pokaze czy to bylo najlepsze rozwiazanie,jeszcze nie zdarzylo sie bym wpadla z deszczu pod rynne,kurczowo sie czegos trzymalam,czy to pracy,milosci,miejsca danego a okazywalo sie zawsze bylo tylko lepiej..bo przeciez mam robic te miliony hehe wiec musze ruszyc z miejsca,duzo pracy,samotnosci i kontemplacji czeka..ale nie ma rzeczy nie do zrobienia,sama sie podtrzymuje juz na duchu,chociaz ciezko i rycze jak to baba,bo okres,bo strach o dziecko..a moze to jest to,bedzie mega ciezko,bo jestem w dole,ale sie nie dam,za nic za zadne skarby swiata,dla siebie i arka to bede robic..nie bede zebrac,i plakac juz komus ze jest zle,bo to nic mi nie da,trzeba sie cieszyc zyciem bo krotkie jest..trzeba ruszyc z miejsca..celebrowac kazdy oddech zycia,kazdy usmiech dziecka..jutro arek konczy rok..swieto..swieto mistrza immisha arkadiusza..urodzil sie w galway..przez cesarkie ciecie..2 tyg wczesniej,heh bo bym wywinela sie na tamta strone przez cisnienie i zatruta watrobe..wiedzialam od wrzesnia ze jest cos nie tak,i to byl zespol HeLp po mojemu wtedy i duzo sie nie mylilam bo gestoza..brr kochany paczuszek wazyl 3220 gr i 52 cm,zolty byl z 2 miechy,co ja sie mialam wtedy..ciezki okres na maksa..samemu bez pomocy..tylko ja ,marek i arek..i dlawil mi sie i krztusil,spal na mie z 3 miechy,czuwalam ciagle,zeby sie nie udusil,jezdzilam po szpitalach,spalam z nim na podlodze na materacach,wykrecona bylam na maksa,wezly powiekszone wszedzie u maluszka,przez pol roku nikt i tak nie wiedzial co to i od czego(marek byl zawsze)..i ciagle klocenie sie o cieplo w domu,zakrecane kaloryfery(ja cieplo,on zimno lubny)w sumie o wszystko,jaka temperatura wody dla dziecka,itd itp..i jakos tak sie oddalalismy to przyblizalismy spowrotem..teraz to on ma dosyc mnie a ja jego..siedzimy razem na bombie,bo kazde z nas cierpi okrutnie..kocham i przepraszam i oddaje ci wolnosc,bo kocham..rob z nia co chcesz..dojrzalam swoje bledy a teraz to musze nad tym popracowac..supelki supelki rozslupuje,wspinam po drabinie mojej niedoskonalosci..2 piosenki sobie proponuje i tym dziewczynom ktore znam (nie znam)i maja problemy(te w ciazy i te juz z dzieciaczkami w samotnosci i niezrozumieniu),przeciez kiedys w koncu zasweci slonce i skonczy sie ta zima,i znow wyjdziemy na spacer..
tyle sie napisalam (poczatek to z charakterow sciagniety artykul)zeby sobie pomoc jakos tym pisaniem,co napisane to latwiejsze do realizacji..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

free counters darmowe liczniki