
Pierwsza wyprawa aruna z noclegiem w namiocie,i pierwsze wejscie solo mamy na na najwyzszy szczyt pasma gorskiego znajdujacego sie w irlandii polnocnej.Blad w trakcie schodzenia do namiotu zakonczyl sie po 8 h bladzenia.Tak powstal w tamtym tygodniu filmik o przygodzie ,ktora ledwo przezylam bez mega histerii(letki placz i panika)i o ktorej wspominalam kilka postow wczesniej.a bylo to tak..
Pojechalismy autem w gory mourens w irlandii polnocnej z plecakami ,namiotem i malym.Pierwsza noc spedzilismy w namiocie,dosyc dla mnie niekomfortowo ,bo zerwala sie chmura z 300 kroplami deszczu i na predce namiot rozbity na sciezce pod gorke.W nocy wialo i trzepalo namiotem tak ze oka nie moglam zmruzyc i ciagle mi sie wydawalo ,ze ktos na nas wlezie na tej sciezce.Marek uratowal mnie swoja mp3 i tak jakos wytrwalam do rana,nie wspominajac ze ciagle maluszka przykrywalam ,bo bylo zimno jakies 9 stopni w nocy(i tak sie spocil)plus karmienie cycem,i moje spanie przez cala noc na jednym biodrze.o masakra..i rano po sniadaniu wygnana zostalam w gory,bo za zimno bylo zeby maluszka tam ciagnac.Oczywiscie bez jakies wiekszej ilosci picia jakies pol kubka herbaty i snikers na droge.I jeszcze gps do reki ,cobym sie nie zgubila,gdzie marek mi wytlumaczyl w 5 min jak sie to obsluguje.Pelna obaw ale i nowej przygody wyruszylam z obozu sama.Szczyt osiagnelam po jakiejs 1,5 h i schodzac uradowana poszlam w inna strone niz przyszlam(wchodzac obracalam sie za siebie,krecilam kamera,zaznaczalam kamykami i imieniem gdzie schodzic).A gora miala mur jak i inne okoliczne szczyty(chociaz myslalam ze tylko ta ma)A wiec schodzac(blad odkrylismy na gpsie juz w domu ,ktory co jakis czas wlaczalam i zarejestrowal moje bladzenie)poszlam druga strona muru zeby na mnie tak nie wiealo,ale schodzilo sie okropnie i wpolowie drogi przeskoczylam ten mur.i zapomnialam o tym i poszlam w druga strone juz u podnoza gory..A potem to juz masakra i przyspieszone bicie serca,bo chodz telefon dzialal to byla to juz anglia a roamingu brak.Nie moglam zadzwonic,nie mialam nic do picia i nic do jedzenia,nie wiedzialam jak mam korzystac z gpsa..Schodzac nie w te srone po pol h zorientowania sie ze wcale tedy nie przyszlam zaczepilam ludzi zeby mi pomogli.z nimi weszlam jeszcze raz pod te gore i pod murek,oni tez nie czaili gpsa ale mieli mapy z ktorych ja nic nie czailam tez..Zadzwonilam z telefonu jakiejs dziewczyny do marka,a on zeby zobaczyc po ktorej stronie mam slonce itd itp.kazal schodzic .Wiec cos z tymi ludzmi kombinowalismy ale po spojrzeniu na gpsa ,znowu bladzilismy.Zadzwonilam jeszcze raz ,ze z nimi schodze na kawe do jakiejs wiekszej miejscowosci i zeby mnie znalazl juz tam.Chociaz wiedzialam ze nie bedzie mu lekko z tymi tobolami i arkiem..Lecz stanowczo kazal mi zostac pod ta gora i sami mieli po mnie przyjsc.Czekalam tam 1,5h i sie rozplakalam,bo powinni byc w pol h.martwiac sie czy arkowi nie zimno i czy nie glodny..i sama zrozpaczona spedzeniem jeszcze paru h w gorach.Jakas grupka starszych ludzi zaopiekowala sie mna ,dajac cos do picia i batoniki i poszlam z nimi..Dluzszy czas ci ludzie nie mieli zasiegu.No i idac z nimi po pol h patrze ze pojawia sie moja droga ,ktora przyszlam,kamyki i napis itd,ale szlam juz z nimi .Z Markiem umowilam sie na parkingu.Szlam chyba jeszcze ze 3 h z tymi ludzmi,i oni podwiezli mnie jeszcze jakies pol na parking,bo bylam juz po innej stronie gor niz wyruszylam..Zla bylam straszliwie na siebie na marka i na caly swiat,ale te 3 h dobrze mi zrobily,bo wiedzialam ze to ja gdzies popelnilam blad.Marek tez byl pod murkiem i czekal na mnie z maluszkiem ale z drugiej strony gory.Co mnie to nauczylo?ze zaczelam sprawniej poslugiwac sie gpsem,ze w gorach bardzo latwo jest zbladzic,mozna liczyc na pomoc ludzi ktorzy te gory kochaja,respektu wobec natury.I ze duzo pracy przede mna..
dzieki za to opowiadanie...czasem nie spodziewamy sie co moze pomoc...
OdpowiedzUsuń